Klub Salony

Redakcja Słowem-Mocni_ na Salonach

SPLENDOR NA SALONACH

 

W zeszłym tygodniu redakcja Słowem-Mocni miała przyjemność gościć w ciągle nieodkrytym jeszcze poznańskim klubie “Salony” i spędzić dłuższą chwilę z ich właścicielem. Po całonocnych hulańcach, przejrzeniu klubu wszerz i wzdłuż, powstał artykuł, który choć po części pozwoli Wam poczuć atmosferę tegoż miejsca:

 

prohibicja

 

Jeśli coś jest niedostępne, to jest też intrygujące. Na mapie Poznania powstało nowe i tajemnicze miejsce, które kusi swoim wyrafinowaniem. A dodatkowo wstęp mają tam tylko osoby wtajemniczone. Jak się dostać na Salony? Najlepiej zostać posiadaczem szczególnej karty wstępu (jednak ilość ich jest ograniczona – 250) lub być na bieżąco z hasłem, które zmienia się z każdą imprezą.

 

Ale zacznijmy od salonów, które swoje triumfy świeciły w Nowym Jorku na przełomie XIX/ XX wieku. Był to ośrodek życia społecznego, który oferował alkohol i wysublimowane towarzystwo. Przez zwolenników prohibicji tajne salony uważane były za szatańskie dzieło i zło nowoczesnego świata. Ograniczania wprowadzają bunt i niezgodę. Kobieta ówczesnych czasów pragnęła być podlotkiem z długim papierosem w dłoni, który spędza czas w otoczeniu adoratorów w modnym jazz klubie. Skostniałe konwenanse były już passe, a wieści zza Atlantyku były przyjmowane przez Amerykanów z wielką euforią. Duch buntu i niezgody unosił się nad Nowym Jorkiem. To właśnie wysokoprocentowy alkohol stał się symbolem niezgody, a także paradoksalnie dobrym obyczajem. Nielegalne lokale wabiły amerykańskich chłopców i dziewczyny w swoje ukryte progi. Za pomocą sekretnego hasła można było dostać się do tajemniczych drzwi, gdzie czekał bar, pyszne koktajle i „ta” atmosfera.

 

December-5th-1933-The-night-they-ended-Prohibition

 

Pytanie – pić czy nie pić – było jednym z najczęściej zadawanych w czasach prohibicji. Nowojorskie sączenie koktajli było swoistym rodzajem rebelii przeciwko moralistom. Prohibicja miała podbudować moralność obywateli, a w rzeczywistości okazała się mostem prowadzącym do epatowania swobodą obyczajową. Adresy sekretnych lokalizacji szeptano od ucha do ucha. Pokątne bary zrzeszały tych, którym zależało na walce o autorytet i indywidualizm. W Nowym Jorku funkcjonowało bagatela 200 tysięcy zakulisowych miejsc, w których można było kosztować alkoholowych trunków. Prohibicja w Ameryce trwała 13 lat, 9 miesięcy i 19 dni.

 

Dziś prohibicja już pozostaje odległym wspomnieniem, a alkohol jest dobrem powszechnym. Czasami jednak brakuje atmosfery czasów buntu, która przejawiała się w nonszalanckim podejściu do rzeczywistości. Na szczęście, powstały Salony. Można tutaj poczuć ducha młodopolskiej cyganerii. Trochę bohemy, dandyzmu i artyzmu, ale w nowoczesnej formie. Pamiętacie film ”Pół żartem, pół serio” z Marilyn Monroe w roli głównej?

 

prohibicja-3

 

Jeśli tak, to tematyka speakeasy barów powinna być wam dobrze znana. Bywamy w poznańskich Salonach czy na Salonach? Zdecydowanie, bywamy na Salonach. Wnętrze lokalu jest surowe, ale jednocześnie bardzo swojskie, można tutaj szybko się zaklimatyzować. Sprawni miksolodzy (czyli barmani) przyrządzają drinki na wysokim poziomie, a dodatkowo można z nimi podyskutować prawie na każdy temat. Atmosfera na Salonach nie jest do końca snobistyczna, ale na pewno nie spotkamy tutaj przypadkowych osób. Paradoksalnie, właścicielom nie zależy na reklamie. Za marketing tego typu miejsc odpowiadają klienci. Szepczą bowiem od ucha do ucha sekretne hasło, a ezoteryczne miejsce przyciąga i intryguje.

 

3 słowa określające Salony? Klasa, tajemnica, koktajle.

PS. Oczywiście nie zdradzimy Wam sekretnego adresu w myśl zasady: ”niedostępny=intrygujący”.

 

Redakcja Słowem-Mocni_